Większości wybierających się na oglądanie zorzy polarnej wydaje się, że jest to prosta wyprawa. Jednak jeśli chcecie uniknąć kłopotów czy choćby rozczarowań powinniście przed wyjazdem dowiedzieć się jak przygotować się na obserwowanie zorzy polarnej i czego możecie się na miejscu spodziewać.
Poniższa lista została opracowana po ostatniej wyprawie na Lofoty. Jak co roku można tam było zobaczyć sporo osób, które przez swoją niewiedzę wpadły czasem w spore kłopoty. Większość opisanych poniżej punktów dotyczy jednak nie tylko Lofotów i warto o nich pamiętać dokądkolwiek na zorzę się wybierzecie.
ZORZA POLARNA NIE ŚWIECI STALE
Kilka lat temu czytałem matematyczne wyliczenie, z którego wynikało, że prawdopodobieństwo wystąpienia jakiegoś dnia zorzy polarnej jest rzędu 85%. Zakładając, że wyliczenie jest zgodne z prawdą to należy pamiętać jeszcze o kilku zmiennych.
Owe 85% dotyczy idealnej sytuacji, gdy obserwator stoi zimą na płaskim terenie i ma widok po horyzont we wszystkie strony i… I stoi tak kilka godzin. A na dodatek jest bezchmurne niebo.
Wtedy właśnie prawdopodobieństwo zobaczenia zorzy jest bardzo wysokie. Ale nawet wtedy nie świeci ona stale, ale pojawia się i znika. Może świecić non stop godzinami, ale może też zaświecić na kilka minut i nie pojawić się więcej. Dlatego jeśli wybieracie się obserwować zorzę zaplanujcie na miejscu ze 3 dni, to jeszcze bardziej podniesie prawdopodobieństwo zobaczenia zorzy na własne oczy.
POGODA MA ZNACZENIE
I jak się łatwo domyślić bardzo duże znaczenie ma to jaka będzie pogoda w czasie gdy wybierzemy się na zorzę.
Chodzi tu zarówno o pogodę na słońcu, jak też tą ziemską. Mówiąc kolokwialnie – im bardziej niespokojnie jest na tarczy słonecznej, tym większe szanse, że w kolejne dni będzie można obserwować silne zorze. Burze na słońcu są jak najbardziej pożądane przez polujących na zorzę polarną.
Druga sprawa to pogoda w miejscu, gdzie obserwujecie zorzę, tam odwrotnie – im czystsze niebo tym lepiej. Chociaż jeśli zrobicie już 100 zdjęć zorzy na bezchmurnym niebie to na pewno zatęsknicie za jakąś odmianą w postaci odrobiny chmur.
Zdarza się także, choć na szczęście rzadko, że nadchodzi załamanie pogody. Wtedy można się spodziewać zamieci śnieżnych i bardzo silnego wiatru. W takich przypadkach należy się trzymać z daleka od dróg położonych u stóp wysokich gór. Na koniec naszego pobytu nastąpiło właśnie takie załamanie pogody. Na całych Lofotach został ogłoszony tzw. Red Alert, a zejścia lawin śniegu spodziewane były w każdej chwili. Z resztą tego dnia samoloty miały kłopoty z lądowaniem na Lofotach.
JAK SIĘ UBRAĆ
Ponieważ polowanie na zorzę jest zimową atrakcją to należy się odpowiednio ubrać. Najpopularniejsze są kombinezony narciarskie, ale jeśli takich nie posiadacie to starajcie się ubrać w możliwie najbardziej ciepłe kurtki, z kapturami. Obowiązkowo rękawiczki, nawet podwójne.
Mimo, że realnie temperatura na Lofotach jest w okolicach 0 do -5 stopni Celsjusza, to ta odczuwalna często potrafi być o blisko 10 stopni niższa.
Szczególną uwagę warto poświęcić butom. Jeśli tylko zamierzacie robić cokolwiek więcej niż oglądanie widoków z punktów widokowych to koniecznie zabierzcie ze sobą zapasowe obuwie.
Jeśli zamierzacie wybrać się w góry lub chodzić po głębokim śniegu to naprawdę warto zaopatrzyć się w raki lub rakiety śnieżne.
PRZYPŁYWY I ZASPY
Największe zagrożenia wiążą się one przede wszystkim właśnie z butami. Wśród fotografujących na plaży i na skałach co chwilę można zobaczyć jak ktoś ma zalane wodą buty.
Chociaż problemy mogą być znacznie gorsze. Na jednej z plaż na Lofotach, krótko przed naszym przyjazdem, jeden z fotografów robił zdjęcia w kucki. Akurat trwał przypływ, a on… nie myślał.
Tak zapamiętał się w robieniu zdjęć, że nie zwrócił uwagi, że kolejne fale są coraz bliższe i większe. I skończyło się to dla niego bardzo słabo. Gdy nadeszła kolejna fala, dużo wyższa niż poprzednie, chciał szybko wstać i uciec.
Niestety potknął się i zamiast uciec – usiadł na piachu. W efekcie fala zalała go aż po szyję. A morze zabrało ze sobą zarówno statyw jak i aparat. Nieszczęśnikowi pozostało tylko machnąć rękami i jak najszybciej jechać się przebrać.
Podobnie sytuacja ma się z zaspami, choć nie kończy się aż tak dramatycznie. Wchodząc w śnieg, w pogoni za kadrem, musicie się spodziewać często ponad pół metra śniegu pod sobą. Jeśli się w niego zapadniecie to buty i każde nieodporne na wilgoć spodnie będą na pewno mokre i pełne śniegu.
Mi zdarzyło się w pobliżu jednej z plaż iść po zaspie, która okazała się mieć około 3 metrów wysokości. Nie, nie zapadłem się, ale należy mieć świadomość, że coś takiego również może się zdarzyć i nie iść nigdzie bez powiadomienia innych osób o swoich planach.
PODRÓŻOWANIE SAMOCHODEM
Jak w całej Norwegii także na Lofotach dbanie o drogi zimą polega wyłącznie na przejechaniu pługiem śnieżnym. Ale trzeba przyznać, że w czasie opadów śniegu pługi przejeżdżają bardzo często. Można je spotkać nie tylko na głównych drogach, ale także na tych bocznych, mało uczęszczanych.
Jednak zapomnijcie o tym, że drogi są posypywane tak jak w Polsce. W Norwegii nie używa się ani soli ani piachu. W niektórych regionach drogi są posypywane drobnym żwirem wydobywanym z morza, który osiada na lodzie i zwiększa nieco przyczepność.
Ale tak, na większości dróg możecie spodziewać się tego, że będziecie jeździć po gładkim lodzie. I choć zimą samochody w Norwegii są obowiązkowo wyposażone w opony z kolcami to i tak zdecydowanie odradzam siadanie za kółkiem niedzielnym kierowcom. Zdarza się, że nawet przy szybkości 30 km/h auto potrafi wpaść w poślizg.
Z resztą pobocza są zasłane samochodami prowadzonymi przez niedoświadczonych kierowców. Dosłownie każdego dnia mija się kilka czy kilkanaście samochodów zakopanych w śniegu w rowach. Zwykle nie są to groźne zdarzenia i po kilkudziesięciu minutach są wyciągane na drogę i jadą dalej.
Szczególnie należy uważać na bocznych drogach, gdzie często nie ma miejsca by swobodnie minęły się dwa samochody. To jest największa pułapka na niedoświadczonych kierowców, którym wydaje się, że tam gdzie widzą płaski śnieg, jest pod nim droga.
A to nie jest prawda, pługi odśnieżają poza drogą także 20-30 cm nieutwardzonego pobocza. Zjechanie na nie kończy się zapadnięciem kół aż po oś i niemożliwością samodzielnego wydostania się samochodu na drogę. W takim przypadku nie pomoże ani pchanie ani podkładanie czegoś pod koła. Jedynym ratunkiem jest wyciągnięcie przez inny samochód, wyposażony w linę holowniczą lub wyciągarkę.
Dlatego na bocznych drogach należy co do zasady mijać się z innymi samochodami wyłącznie w przeznaczonych do tego zatoczkach. Łatwo je zauważyć, oznaczone znakami z literą M (meeting point).
FOTOGRAFOWANIE ZORZY
W końcu też kilka uwag co do samego fotografowania zorzy. Przede wszystkim nie warto cały dzień czekać na zorzę w jednym miejscu. Jeśli tylko pogoda jest odpowiednia to zorza najprawdopodobniej się w końcu pojawi. Zatem najlepszym sposobem jest podróżowanie po miejscach wartych sfotografowania i robienie zdjęć niezależnie od zielonego smoka na niebie.
Musicie też wyposażyć się w mnóstwo, naprawdę mnóstwo cierpliwości. Lofoty odwiedzają wręcz całe tabuny fotografów, a niestety bardzo wielu z nich pochodzi z Japonii. A jak niemal każdy podróżujący fotograf już się kiedyś przekonał ta nacja zachowuje się w czasie robienia zdjęć jakby była najważniejsza na świecie.
Zatem będą wam włazić w kadr gdzie się da. Jeśli ustawicie statyw na deskach punktu widokowego to prawie na pewno znajdzie się jakaś grupa Japończyków, która znajdzie powód by biegać za wami i trząść deskami, na których stoicie. Jeśli staniecie na wzgórzu fotografując po zmroku niesamowity widok to bardzo możliwe, że jakiś Japończyk wpadnie na to by polatać dronem w waszym kadrze.
Najbardziej popularne miejsca w czasie trwania tzw. blue hour są oblegane do tego stopnia, że może się wam nie udać zrobić tam zdjęć. Gdy przyjechaliśmy zrobić zdjęcia znanego pomostu w Reine to okazało się, że na swoją kolej czeka blisko 10 osób. Z tego kilka zapowiedziało się, że będą robić wielokrotne ekspozycje trwające po 10 minut. Więc szanse by się załapać w tym miejscu na błękit nieba były żadne.
Często w tych najpopularniejszych i łatwo dostępnych miejscach jest też kłopot z zaparkowaniem samochodu. Dlatego na fotografowanie tych najbardziej znanych miejsc należy się wybrać odpowiednio wcześniej, żeby zaklepać sobie miejsce i zrobić swój wymarzony kadr.
Pamiętajcie o tym wszystkim planując wyjazd na obserwowanie zorzy polarnej. A o tym gdzie są najpopularniejsze miejscówki na zdjęcia na Lofotach, dowiecie się w kolejnym wpisie, za kilka dni.
Nie wiedzieliśmy, że tyle rzeczy wpływa na zobaczenie zorzy polarnej. Super porady! 🙂
Najważniejsze żeby udało się zobaczyć zorzę 🙂
W artykule mowa raczej o Chińczychach, niż Japończykach. Każdy, kto był w Japonii lub miał przyjemność podróżować z nimi, potwierdzi, że dbanie o przestrzeń osobistą i komfort innej osoby to sprawa honoru.
By mieć pewność należałoby ich zapytać 🙂 Choć mimo wszystko mam wrażenie, że to Japończycy, ze względu na ilość i jakość sprzętu jaki ze sobą przywożą.
Ale mogę obiecać, że przy najbliższej okazji zapytam i potem dam znać jakaż to nacja tak żywo biega i trzęsie statywami innych.
Hei, Lofoty, Leknes, Kræmervik Havn, luty 2019. Faktycznie zima była taka, że przez ostatnich 40 lat takiej nie było, mówili Norwedzy. Lawiny, ewakuacja, nocleg po drugiej stronie zatoki. Śnieg za auta po godzinie 50cm, tak że 3 razy w ciągu nocy. Ryby suszone w tysiącach na drągach od końca lutego do mają. Ryby z wędki z kei w Leknes, makrele, czarniaki, dorsze i kilka halibutów. Budowaliśmy tam szkołę przez 8 miesięcy. Teraz Tromsø, śniegu napadało o tej porze, że podobno przez 100lat tak nie było. Zimno, mróz. Ślisko, kolce, taki. Zorze, zorze, zorze. Wczoraj była bardzo ładna, że 2 godziny… Czytaj więcej »
Fakt było wyjątkowo. Jak wracaliśmy z Leknes samochodem na lotnisko, właśnie w lutym to była taka śnieżyca, że momentami nie widziałem na 50 metrów.
Jedną z najładniejszych zórz jaką upolowałem to była zorza we Wschodniej Islandii – w połowie kwietnia (2018). Jak się rozbuchała to odłożyłem aparat, bo emocje były za silne – chciałem to po prostu chłonąć 🙂 Wklejam zdjęcie z tego kwietniowego wyjazdu, ale z dnia gdy była dużo słabsza.