Kilka lat temu para Amerykanów odkryła na bezludziu zagadkę. Była to betonowa strzałka na pustkowiu. Zaczęli oczywiście podejrzewać, że to amerykański rząd coś knuje. Sprawa zaczęła się ocierać o teorie spiskowe i związki z UFO bo okazało się, że tych strzałek jest dużo, naprawdę dużo w całych Stanach.
TAJNE INSTALACJE AMERYKAŃSKIEGO RZĄDU?
Tak, to prawda. W wielu, szczególnie mniej zaludnionych stanach w USA można na kompletnych bezludziach znaleźć zagadkowe betonowe strzałki.
Ciekawe jest to, że ludzie mieszkający czy pracujący często o przysłowiowy rzut beretem nie mają pojęcia o ich istnieniu, mimo, że strzałki były tam jeszcze na długo przed ich urodzeniem.
I prawdą jest także to, że strzałki są zbudowane przez amerykański rząd, tyle, że nie ostatnio ale już 100 lat temu. Lecz niemal równie dawno przestały być potrzebne i popadły w zapomnienie. Obecnie bywają już głównie atrakcją dla co bardziej ciekawych turystów, których nie interesują wyłącznie topowe atrakcje i hotelowe baseny.
BETONOWE STRZAŁKI NAWIGACYJNE
Zatem czym są owe betonowe strzałki na bezdrożach Ameryki? Są tym, czym podświadomie myślimy że są, mianowicie drogowskazami. Ale oczywiście nie wskazują drogi samochodom, bo większości z nich nie da się dostrzec z jakiejkolwiek drogi.
Strzałki powstały w czasach, gdy poczta przewożona była przez Stany pierwszymi samolotami transportowymi. Samoloty te potrafiły niewiele poza samym utrzymaniem się w powietrzu, a jakakolwiek nawigacja polegała na obserwowaniu tego co na ziemi.
O ile w ciągu dnia takie nawigowanie nie sprawiało specjalnego problemu, o tyle w nocy lot w poprzek kontynentu bez widocznej ziemi byłby trochę jak spacer z zawiązanymi oczami. Po kilkudziesięciu minutach pilot mógłby być o dziesiątki mil od wyznaczonej trasy przelotu.
Zatem sprytni Amerykanie wymyślili jak sobie z tą niedogodnością poradzić. Mianowicie na ziemi zostały na terenie całych Stanów rozmieszczone żółte betonowe strzałki. Oczywiście pomalowany na żółto beton nie jest widzialny w nocy więc u podstawy strzałek ustawiono metalowe wieże. Na wieżach zamontowano oświetlenie, które oświetlając w nocy strzałki pomagało odnaleźć się pilotom w terenie.
Pomysł banalnie prosty i zdawał rewelacyjnie egzamin do czasu, gdy wymyślono radar. Od tego momentu samoloty wyposażone w niego przestały potrzebować pomocy strzałek i te zaczęły popadać w zapomnienie.
Niewiele z tych konstrukcji pozostało bo metalowe wieże z większości strzałek zostały zdemontowane w czasie wojny. Wszystko co się dało było przetopione na bieżące potrzeby przemysłu zbrojeniowego.
DALEKO OD SZOSY
Mimo, że ciągle tych strzałek są dziesiątki to dotarcie do nich nie jest łatwe. Przede wszystkim dlatego, że znaczna część terenów, na których strzałki się znajdują jest w rękach prywatnych. A jak wiadomo w Stanach zdecydowanie nie należy wchodzić na prywatny teren bez pozwolenia.
Nie wiecie dlaczego? Niech odpowiedzią będzie ulubiony zwrot mieszkańców Teksasu, bo “najpierw strzelamy”. Więc tam gdzie cokolwiek wskazuje na to, że teren jest prywatny nie wchodźcie i już.
Przed wyprawą do Stanów obejrzałem dziesiątki strzałek, które znajdowały się w niewielkim oddaleniu od naszej trasy. Okazało się, że na pierwszy rzut oka (googlowego) tylko dwie z nich są dostępne na publicznym, nieogrodzonym terenie. Jedna w pobliżu Interstate 15, na północ od Las Vegas, a druga na południowych przedmieściach tego miasta.
Potem ta na północ jeszcze odpadła bo przed wjazdem w jej pobliże znajdują się ostrzeżenia o tym, że wkracza się na tereny o zanieczyszczeniu środowiska zagrażającym zdrowiu. Nie mam pojęcia jakie to odpady mogli Amerykanie tam zakopać, ale nie zamierzałem się o tym przekonać na własnym zdrowiu.
Zatem ostatecznie wybór padł na tą strzałkę na południe od Las Vegas. Dokładnie znajduje się ona na wzgórzu tuż przed samym końcem South Las Vegas Boulevard.
JEST LECZ NIKT NIE WIE GDZIE
Jeśli będziecie chcieli się wybrać zobaczyć i sfotografować tą strzałkę to musicie z góry mieć ustalone gdzie ona się znajduje.
Na miejscu, w firmach, których siedziby są o 100 metrów od niej spotkaliśmy właściwie tylko jedną osobę, która miała pojęcie o tym, że takie coś tam w ogóle jest, ale nie potrafiła wskazać gdzie dokładnie.
Dla chętnych kilka wskazówek. Przede wszystkim na miejsce nie da się dotrzeć od strony Interstate, tam jest płot. Musicie zaparkować w pobliżu S Las Vegas Blvd, albo przed wypożyczalnią kamperów, albo za dealerem kamperów, który jest kawałek dalej.
My spróbowaliśmy i udało nam się przejść przez Centrum paintbolowe, ale tylko dlatego, że akurat na jednym z pól nie toczyła się gra.
Jednak to była dopiero najprostsza część drogi, dalej czekała całkiem spora górka, na którą nie da się wejść najkrótszą drogą. Zbocze pokryte jest kamieniami, drobnymi skałami i jest naprawdę stromo. Raczej należy wejść trawersując po zboczu.
Oczywiście ze względu na podłoże zdecydowanie odradzam sandałki i podobnie niestabilne obuwie. Weźcie też wodę, w czasie gdy wchodziliśmy na górę, w połowie września, było około +40 stopni i po dojściu na górę praktycznie wszyscy wypili po butelce wody.
Za te trudy w podejściu na górze poza samą strzałką otrzymacie też bardzo fajny widok. Z jednej strony widać stamtąd najbliższą okolicę – autostradę, okoliczne osiedle i firmy. Ale w oddali widać też całe centrum Las Vegas, z wyrastającymi z pustyni wieżami kasyn na Stripie. Jeśli będzie się wam chciało przytaszczyć na górę obiektyw o ogniskowej 300 mm lub więcej jest szansa na całkiem fajne zdjęcia panamy miasta.
Na koniec czeka jeszcze wcale niełatwe zejście, bo ruchome kamienie grożą w każdej chwili zjazdem na dół. Albo przynajmniej widowiskowym klapnięciem na tyłek. Na całe wejście, podziwianie z góry i zejście zarezerwujcie sobie co najmniej godzinę czasu. Nam to zajęło 90 minut.
A w kolejnej części relacji…
Zapraszam do czytania relacji z fotowyprawy do USA, w kolejnej części przeczytacie o pierwszym parku narodowym – Red Rock Canyon. A już wkrótce zapraszam pasjonatów podróży i fotografii na kolejne fotowyprawy.
Jeśli dotarliście już do jakiś ogólnodostępnych strzałek nawigacyjnych w Stanach to dajcie znać w komentarzach. Może uda się innym także je zobaczyć kolejnym razem.