Planujesz wyprawę do Stanów? Świetnie, nic prostszego, kup bilet na samolot, zarezerwuj hotele, wynajmij samochód, zrób listę parków narodowych do odwiedzenia i w drogę. Ale na miejscu okaże się, że właściwie to co zaplanowałeś jest nie do zrealizowania.
Tak, to najczęstszy błąd wyjeżdżających, nie tylko za ocean. Ale zwykle wyjazd do Stanów jest podróżą życia, albo co najmniej jedna z tych najbardziej wymarzonych. Więc niemal zawsze wtedy staramy się upchać w czasie wyjazdu wszystkie możliwe atrakcje jakie są w pobliżu.
Jakiś czas temu widziałem na jednym z forów plan trasy jakiejś pary, która chciała właściwie zaliczać 2 parki narodowe dziennie. Nie wiem czy to zrealizowali. Ale tak naprawdę to ta ich wyprawa – jeśli doszła do skutku – nie była zwiedzaniem, raczej powiększaniem listy odwiedzonych miejsc na osi czasu w googlach. A nie na tym powinna polegać podróż życia, prawda?
ZAPLANUJ SOBIE CZAS, A NIE TYLKO ZWIEDZANIE
Byłem w Stanach już kilka razy, wyjazdy miały różny charakter. Od takich stacjonarnych typu 10 dni w Nowym Jorku po takie gdzie pokonaliśmy niemal całą Route 66. Tak, od znaku przy Millenium Park w Chicago po znak na molo w Santa Monica.
Na każdej z tych wypraw już na miejscu okazywało się, że obojętnie jak dobrze gospodarować zaplanowanym czasem to i tak okaże się, że przydałoby się go więcej. Zatem planując np. odwiedzenie Zion National Park zaplanujcie na niego co najmniej jeden cały dzień, 2 godziny wystarczą ledwie na przejechanie przez niego. Pół dnia to spacer Narrow Trail – a i to naprawdę bardzo szybkim tempem, oraz pod warunkiem, że wyruszycie pierwszymi busami rano.
Z moich doświadczeń wynika, że minimum to jeden dzień na każdy z parków narodowych, przy czym większość wymaga znacznie więcej. A jeśli byście chcieli zwiedzać aktywnie, pójść szlakami górskimi, to 2-3 dni mogą się okazać absolutnym minimum.
NIEZAPLANOWANE ATRAKCJE
Dobrze jest też zostawić sobie każdego dnia rezerwę czasu, bo planując wyprawę nigdy nie uda się wam ogarnąć wszystkich możliwych miejsc jakie mogą się trafić na waszej trasie.
Często dopiero na trasie trafiamy na jakieś punkty widokowe, o których nikt nie przeczytał przed wyjazdem. Albo po prostu akurat tego dnia zachód słońca jest tak niesamowity, że trzeba się zatrzymać i zrobić zdjęcia. Pach i minęła godzina albo dwie.
Już na miejscu może się okazać, że w ogóle nie planowaliście zatrzymywać się na dłużej niż minutę czy dwie przy jakimś znaku, by go po prostu sfotografować. Ale trafiliście akurat na parę szalonych Amerykanów, którzy byli tak malowniczy i tak chętni na pozowanie, że zajęło to pół godziny albo więcej.
W wielu atrakcyjnych turystycznie miejscach traficie też na kolejki do zrobienia zdjęcia. A ponieważ „first in time – first in line” to doczekanie na swoją kolej może zająć nawet pół godziny.
AMERYKANIE LUBIĄ POROZMAWIAĆ
Poza tym, coś czego w Polsce raczej się nie należy spodziewać, jeśli spotkacie jakiegoś człowieka w Stanach, zwłaszcza w mniej zatłoczonych miejscach, to on niemal na pewno będzie chciał z wami porozmawiać.
Kiedyś, stojąc zaledwie kilka minut w kolejce po kawę, w środku nocy na Brooklynie, człowiek, który stał przede mną zdążył mi opowiedzieć czym się zajmuje zarobkowo, skąd pochodzi, gdzie mieszka. Oczywiście wypytał mnie o to samo.
Ostatnio, gdy robiliśmy zdjęcia tysięcy flag, które upamiętniały ofiary 11 września, przed ratuszem we Flagstaff, to podeszła do nas kobieta, która opowiedziała na historię śmierci jej męża, który zmarł akurat 11 września, choć w zupełnie innym roku.
Bardzo często, gdy mieszkający w Stanach emigranci z Polski usłyszą, że ktoś mówi po polsku to też chętnie pytają skąd się jest, jak długo, czy na zawsze itd. Zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie przypadkowi ludzie prawie nigdy się do siebie nie odzywają.
PLANOWANIE WYPRAWY DO USA
Zatem co zaplanowaliśmy wyruszając w tegoroczną wyprawę do USA? Po wcześniejszych doświadczeniach pewne było co chcemy tym razem zobaczyć – głównie parki narodowe. Cała planowana trasa wiodła przez 4 stany: Nevadę, Arizonę, Utah i Kalifornię, choć w tym ostatnim byliśmy tylko kilka godzin, bo na jego terenie jest Death Valley.
W planie wyprawy znalazło się łącznie 14 parków narodowych i stanowych, a do przejechania mieliśmy nieco ponad 3.000 mil. Przybliżony wygląd trasy możecie zobaczyć na poniższym screenie.
Początkiem i końcem trasy było Las Vegas. Przede wszystkim dlatego, że jest tam lotnisko, które ma mnóstwo połączeń ze wszystkimi możliwymi miastami w Stanach i nie tylko. My lecieliśmy do Las Vegas z Berlina przez Londyn i Chicago. Dlaczego tak? Ano dlatego, że o 1000 zł na bilecie taniej niż z Warszawy.
Z samego Las Vegas jest dość blisko do 3 parków, dzięki czemu można z nich wracać wieczorem i nocować w mieście, bez codziennego rytuału pakowania i rozpakowywania w kolejnych hotelach.
Start i powrót był zaplanowany z tego samego miejsca, w przeciwnym razie droższe byłyby bilety samolotowe, a do wynajmu samochodu wypożyczalnia doliczyłaby kilkaset dolarów.
RELACJA Z WYPRAWY DO USA
W kolejnych wpisach opowiem o naszej, trwającej ponad 2 tygodnie wyprawie. Dowiecie się o tym dokąd warto się wybrać oraz gdzie zrobicie wyjątkowe zdjęcia. Zdradzę wam kilka fajnych miejscówek na noclegi oraz kilka fascynujących tras samochodowych. Podzielę się także garścią informacji o cenach jakich należy się spodziewać po drodze. Żeby nie przegapić kolejnych wpisów dopiszcie się do newslettera, będziecie zawsze na bieżąco. Zapraszam.
– – – –
Podobał się Tobie wpis? Może masz inne rady dla planujących wyprawę do USA?
Zostaw komentarz, udostępnij wpis. Dzięki! 🙂
To bardzo fajny artykuł o USA. Twoje zdjęcia są po prostu niesamowite. To wygląda na ciekawe miejsce do odwiedzenia! To jest oszałamiające!